Aleksandra Klich: "Nawet jeśli będziemy przeznaczać najwięcej pieniędzy z dotacji unijnych na rozwój uboższych regionów kraju, to nie zniwelujemy wieloletnich opóźnień w ich rozwoju. Trzeba wspomagać bogatych, żeby pomogli uboższym" - za tę wypowiedź Elżbieta Bieńkowska, minister polityki regionalnej, była surowo krytykowana. Słusznie?
Grzegorz Gorzelak: Słowa minister Bieńkowskiej to miód na nasze serca. Wreszcie ktoś powiedział głośno to, co w naszym zespole - EUROREGU na Uniwersytecie Warszawskim - powtarzamy od 20 lat. Pomagać najsłabszym to anachroniczne myślenie. Doświadczenia całego świata pokazują, że kraje modernizuje się w zupełnie inny sposób.
Czyli jak?
- Żyjemy w przestrzeni przepływów. Technologie wymyślone w laboratoriach w Niemczech wdraża się na Węgrzech. To samo z informacjami. Polityka regionalna powinna integrować firmy, ludzi, placówki naukowe. Kto swoją przestrzeń przepływów dobrze urządzi, ma szansę na sukces.
Najważniejszymi węzłami tej światowej przestrzeni są metropolie. Wielkie miasta z wydajną, innowacyjną gospodarką, placówkami badawczymi, skupiające twórczych ludzi, atrakcyjne jako siedziby wielkich korporacji i dla turystów. Jak mówi Manuel Castells, "metropolie rządzą światem". Od miejsca, jakie nasze metropolie zajmą w światowej sieci, będzie zależało miejsce polskiej gospodarki i jej konkurencyjność.
Możemy być konkurencyjni?
- Na razie jesteśmy gdzieś między Niemcami a Mołdawią, ale możemy przegrać konkurencję także z Mołdawią. Jeśli chcemy być bogaci, musimy być innowacyjni, bo tylko innowacyjni mogą być drodzy. A ci, którzy konkurują ceną, muszą być biedni, bo tylko biedni mogą być tani. Cieszymy się, że płynie do nas kapitał - jednak w większości nie jest to kapitał innowacyjny, ale ulokowany w produkcji już dawno wymyślonych wyrobów albo prostych usług. Przestajemy być jednak tani i kapitał ten odpływa do krajów tańszych - Chin, Indii, Rumunii, na Ukrainę. Może kiedyś popłynie i do Mołdawii. Polska nie ma strategii konkurencyjności i nie bardzo wiemy, na co w przyszłości stawiamy.
Jak więc stworzyć tę konkurencyjną, spójną przestrzeń przepływów, o której pan mówi, i sprawić, byśmy mieli szansę na konkurencyjność w świecie?
- Pierwszoplanowe jest połączenie najważniejszych polskich miasta szybką drogą i koleją, także komunikacją lotniczą. Chodzi o Warszawę, Kraków, Wrocław i Poznań, Trójmiasto, Łódź i Górny Śląsk, także Szczecin. Do listy tej należy dopisać najważniejsze miasta Polski Wschodniej. Po drugie, trzeba zadbać, by te bogate metropolie nie odrywały się od swojego zaplecza - np. Warszawa musi być dobrze skomunikowana z Płockiem, Ciechanowem czy Siedlcami, a Lublin z Chełmem i Zamościem. Dopiero po trzecie trzeba umożliwić sprawny tranzyt przez Polskę, głównie w układzie z zachodu na wschód (A2 i A4), ale także w układzie północ - południe (A1 i A3).
Ponadto powinniśmy pomagać regionom, które sobie nie radzą, bo albo nie ma u nich metropolii - jak wschodnia Polska i środkowe Pomorze, albo są tak zniszczone - jak aglomeracja katowicka - że mają małe szanse na samodzielny rozwój.
Kiedy zaczną znikać różnice między słabszymi i mocniejszymi regionami?
- W przewidywalnej przyszłości one nawet będą rosnąć, tak jak rosły przez ostatnich kilkadziesiąt lat, nawet za czasów PRL. Tak się dzieje w większości krajów, bowiem metropolie "uciekają" pozostałym regionom. Trudno wyobrazić sobie, by najbiedniejsze regiony Polski wschodniej nagle zaczęły rozwijać się szybciej niż Warszawa, Poznań czy Wrocław. Żadne programy europejskie czy krajowe tego nie zapewnią.
Dlaczego?
- Bo na rozwoju regionów w Polsce ciążą podziały historyczne i geograficzne. Wisła pod koniec średniowiecza była filtrem, przez który niewiele impulsów modernizacyjnych przenikało na wschód. Podział ten był później wzmocniony przez granicę między zaborem rosyjskim i pruskim. Granica ta istniała 103 lata, a od 90 już jej nie ma - lecz ciągle jest widoczna! Kapitał lokuje się tam, gdzie już istnieją pewne tradycje rozwoju, gdzie silne są postawy promodernizacyjne, gdzie samorząd jest sprawny i aktywny, gdzie inwestor znajdzie wykwalifikowanych i silnie motywowanych pracowników. Idzie jednocześnie tam, gdzie jest łatwo dojechać. Wygrywają więc duże miasta i zachodnia część kraju.
Jak pomóc wschodowi?
- Szansa Polski wschodniej to edukacja i mosty na Wiśle. W taki sposób ten region może zbliżyć się do kapitału i technologii.
Politycy i publicyści ze wschodniej Polski pokazują wskaźniki, z których wynika, że poziom wykształcenia w Podlaskiem jest wyższy niż w zachodniej części kraju. I dodają, że wolą, by budowano u nich drogi niż uniwersytety.
- Tak? Proszę pani, w Polsce są gminy, które mają 1,5-2 proc. mieszkańców z wyższym wykształceniem - a najwięcej jest ich na wschodzie! Owszem, osób z wyższym wykształceniem na wschodzie przybywa szybciej niż gdzie indziej, ale ciągle jest ich tam znacznie mniej niż w dynamicznych regionach kraju.
Ważna jest też jakość tego wykształcenia. Po pierwsze, na terenach pozametropolitalnych, szczególnie wiejskich, niski jest społeczny kapitał kulturowy. Szkoły wiejskie tego nie nadrabiają, bo nikt nie uznał tego za jeden z najważniejszych celów polskiego systemu edukacyjnego. A nakład na edukację jednego przedszkolaka czy ucznia na wschodzie powinien być znacznie większy niż np. w Warszawie. Tak, żeby nauczyciel mógł siedzieć z dzieckiem pięć godzin w klasie, a potem trzy w świetlicy. I ta świetlica musi być podłączona do internetu, a szkoła mieć książki, bo dzieciak nie znajdzie ich w domu, a rodzice mu ich nie kupią.