Zakład Opieki Zdrowotnej, którym w latach 1996 – 2001 kierowała obecna minister, był zadłużony. – To wina prawa – tłumaczy resort
Zadłużenie ZOZ wypomnieli szefowej resortu lekarze w czasie zjazdu swojego samorządu tydzień temu: w szczytowym momencie dług sięgnął 3,2 mln zł.
Część tego zadłużenia powstała jeszcze za czasów, gdy kierowała nim Kopacz. – Trzeba na to spojrzeć z pewnej perspektywy, zadłużanie się służby zdrowia w tamtym czasie wynikało ze złych rozwiązań systemowych, np. z ustawy 203 – wyjaśnia Ewa Gwiazdowicz, rzecznik Ministerstwa Zdrowia.
Andrzej Piotrowski, dyrektor szydłowieckiego ZOZ, a kiedyś zastępca Kopacz, dodaje: – 535 tysięcy musieliśmy zapłacić personelowi z powodu uchwalonej przez Sejm podwyżki pensji, tzw. ustawy 203.
Do tego doszła niekorzystna interpretacja przepisów Ministerstwa Finansów. Służba zdrowia miała płacić takie same podatki gruntowe jak wszyscy przedsiębiorcy. Z dnia na dzień wzrosły one czterokrotnie.
– Pani minister walczyła o te pieniądze, a decyzję o naliczeniu wyższego podatku zaskarżyła do Samorządowego Kolegium Odwoławczego. Wygrała. Tyle że potem burmistrz wydał taką samą decyzję, a dyrektor, który przejął ośrodek od Ewy Kopacz, spóźnił się z zaskarżeniem do SKO – mówi Piotrowski.
Do zapłacenia ośrodek miał 809 tys. zł podatku. Wraz z następstwami tzw. ustawy 203 dług urósł do 3,2 mln złotych. Kopacz już wtedy ośrodkiem nie kierowała. – Dzisiaj wszystko spłaciliśmy. Część zobowiązań została umorzona dzięki ustawie restrukturyzacyjnej – opowiada Piotrowski.
Jak w Szydłowcu wspominają Kopacz? Mówią, że to lubiana lekarka, ale nie wierzą, by zrewolucjonizowała służbę zdrowia. Podają przykład: gdy była dyrektorem ośrodka w Szydłowcu, jeździła do Orońska przyjmować pacjentów jako lekarz rodzinny. Ale do dzisiaj w powiecie podstawowa opieka zdrowotna nie została sprywatyzowana. To wyjątek w skali kraju. – Jesteśmy wyspą stagnacji w morzu przemian – komentuje Andrzej Woda, dziś radny powiatu, a kiedyś wicedyrektor ZOZ. Ale dodaje: – Pani minister była dobrym menedżerem. Przynajmniej, dopóki nie zajęła się polityką. Dawni współpracownicy pamiętają, że wtedy do zarządzania wkradły się nie tylko racje ekonomiczne, ale też polityczne i społeczne. Stąd nadmierne zatrudnienie. – Można to jakoś zrozumieć. Szydłowiec miał największe na Mazowszu bezrobocie, ale z punktu widzenia zarządzania nie było to racjonalne – tłumaczy Woda.
Ewa Kopacz lubi wspominać, że jako dyrektor ZOZ pierwsza kupiła mammograf. Do Szydłowca przyjeżdżały na badania kobiety okolicznych powiatów. – Nie przypominam sobie, by kiedykolwiek była to placówka modelowa. Może wtedy inwestycja w mammograf była sensowna. Dziś kobiety jeżdżą na badania do Radomia – mówi wicestarosta Roman Woźniak odpowiedzialny za służbę zdrowia.
Sylwia Szparkowska
rp.pl
Lubelski Związek Lekarzy Rodzinnych - Pracodawców
ul. Zbigniewa Herberta 14
20-468 Lublin