Strajkujące szpitale przyjmują o połowę mniej chorych. Jak sobie radzą chorzy? Z łódzkiego szpitala dziecięcego odesłano 18-miesięcznego chłopczyka z przepukliną. - Operacji nie można było zrobić, aż dziecko skończy półtora roku - opowiada Przemysław Wojtasik. - Syn nie mógł zrobić siusiu, bardzo cierpiał. Kiedy poszliśmy do szpitala, lekarka powiedziała nam, że dziecko faktycznie nadaje się do zabiegu, ale zrobią go po strajku.
Ale kolejny lekarz z tego samego szpitala uznał, że przypadek tego dziecka to tzw. stan ostry, a takie w czasie strajku mają być załatwiane od ręki.
Podobnie jest na innych oddziałach zabiegowych. Ogranicza się też hospitalizacje socjalne (np. kiedy rodzina na czas urlopu próbuje podrzucić do lecznicy przewlekle chorego krewnego) i diagnostyczne (badania w szpitalu). Ortopedzi operują ofiary wypadków, ale nie wszczepiają protez stawu barkowego. Okuliści zaś nie operują zaćmy (na zabieg czeka się po kilkanaście miesięcy, bo nie ma ryzyka pogorszenia stanu zdrowia), ale człowiek z odwarstwieniem siatkówki zostanie przyjęty.
Leczą o połowę mniej
Skalę strajku można oszacować na podstawie rozliczeń szpitali z NFZ. W tym tygodniu szpitale musiały rozliczyć się za czerwiec. W Łódzkiem, gdzie protest zaczął się w połowie ubiegłego miesiąca, spadku wykonanych porad i hospitalizacji nie widać. Tyle że to pozory. - Szpitale przysłały nam do rozliczenia tzw. nadwykonania, czyli ponadlimitowe zabiegi zrobione na początku roku - mówi dyrektor łódzkiego oddziału Funduszu Paweł Paczkowski.
Ale szpitale, które strajkują już ósmy tydzień (np. na Śląsku czy Podkarpaciu), nadwykonania zjadły już w czerwcu. - Za czerwiec wystawiły o połowę mniejsze rachunki niż w maju - mówi Marek Jakubowicz, rzecznik NFZ w Rzeszowie. To oznacza o połowę mniej pacjentów. Gdzie poszli chorzy? Na pogotowie?
- U nas ich nie ma - mówi Danuta Korcz, rzecznik łódzkiego pogotowia. - I też się zastanawiamy, dokąd poszli. Baliśmy się, że przez strajk będą się u nas urywać telefony, a jest jak zwykle.
Do prywatnych przychodni? - Bardzo żałujemy, ale nie - dodaje Danuta Kowalska, prezes najstarszej spółdzielni lekarskiej w Łodzi. W sieci prywatnych klinik Lux-Med też nie przybyło pacjentów.
Jednak leczą
Więcej pracy mają tylko lekarze rodzinni. - Nawet o 20 proc. - mówi Małgorzata Muras z Łodzi. - Wracają do nas ludzie, których odesłano ze szpitali czy przychodni specjalistycznych. Staramy się ich leczyć w miarę możliwości. Przewlekle chorych częściej prosimy na wizyty, robimy też więcej badań laboratoryjnych.
- Przecież lekarze pierwszego kontaktu załatwiają 80 proc. świadczeń medycznych - tłumaczy Marek Twardowski, szef Porozumienia Zielonogórskiego. - Strajkują szpitale, my nie.
- Sytuacja nie jest komfortowa - mówi wiceminister zdrowia Bolesław Piecha. - Ale szpitale przyjmują wszystkie przypadki ostre. Najgorzej jest z zabiegami planowymi, bo rosną do nich kolejki. Na szczęście nie do wszystkich. A lekarzom rodzinnym jestem wdzięczny, że pracują normalnie.
Strajk na przeczekanie - wywiad
Strajkujące szpitale odsyłają pacjentów. Mimo to władza nie wygląda na przejętą tą sytuacją.
Katarzyna Tymowska, specjalista d.s. ekonomiki zdrowia: Pewnie wie, że Polacy przez ostatnie kilkadziesiąt lat nauczyli się radzić sobie w takich sytuacjach. Poprzez znajomości potrafią sobie załatwić dostęp do lekarza, a kiedy trzeba, płacą za leczenie na oficjalnym rynku prywatnym. W ostateczności cierpliwie czekają. W przypadku nagłych zachorowań szpitale mimo strajków przyjmują.
Lekarze są gotowi strajkować przez kilka miesięcy. Pielęgniarki chcą zaostrzyć protest. Co może zrobić rząd?
- Wygląda na to, że gra na zwłokę i liczy na to, że wygra jesienią. We wrześniu będzie zatwierdzony plan finansowy NFZ na przyszły rok. Kiedy pieniądze zostaną podzielone, Fundusz podpisze kontrakty ze szpitalami i trudno będzie wprowadzić zmiany. Dodatkowe pieniądze NFZ chce wydać w tym roku na zakup większej liczby świadczeń w niektórych szpitalach. Ekstra pieniędzy na podwyżki nie będzie.
Ale pielęgniarki chcą podwyżek już.
- I dostaną je. Lekarze też. Tylko nie tyle, ile chcą. Po pierwsze, płace wzrosną dzięki redukcji składki rentowej. Drobną podwyżkę może dać uchwalenie ustawy o dzieleniu dodatkowych pieniędzy z NFZ, tak by zawsze część szła na płace. Wreszcie jest projekt ustawy dostosowującej czas pracy w służbie zdrowia do norm unijnych. Jeśli zostanie przyjęta, skorzystają lekarze, którzy dużo dyżurują, bo dyżur będzie traktowany jak nadgodziny. A pod koniec roku niektóre szpitale dostaną pieniądze z programów restrukturyzacyjnych z budżetu. To nie są środki na wzrost płac, ale mogą poprawić finanse szpitali. Władza pewnie liczy na to, że to pomoże spacyfikować nastroje. Ale nie wierzę, by się to udało. Moim zdaniem strajki będą się nasilały.Źródło: Gazeta Wyborcza