Podczas ostatniego posiedzenia (06.10.2013 roku), Zarząd Federacji Związku Pracodawców Ochrony Zdrowia Porozumienie Zielonogórskie podjął uchwałę dotyczącą projektu Zarządzenia Prezesa NFZ w sprawie określania warunków zawierania i realizacji umów o udzielanie świadczeń w rodzaju podstawowa opieka zdrowotna. Zarząd odrzucił możliwość podpisania kontraktów na warunkach forsowanych przez NFZ. Oznacza to, że od 1 stycznia 2014 roku kilkanaściemilionów Polaków w 14 województwach pozbawionych zostanie bezpłatnej opieki zdrowotnej świadczonej dotąd przez 13 tysięcy lekarzy rodzinnych zrzeszonych w największej w kraju organizacji pracodawców ochrony zdrowia.
Eksperci Porozumienia Zielonogórskiego wskazują na wiele absurdalnych zapisów w tym projekcie a w szczególności podkreślają wciąż pogłębiające się zmniejszanie finansowania świadczeń podstawowej opieki zdrowotnej oraz zawartą w projekcie próbę kolejnego zwiększenia obciążeń biurokratycznych lekarzy i personelu, które w istotny sposób ograniczy dostęp do świadczeń poz.
- Wygląda na to, że Agnieszka Pachciarz dociążając nas biurokracją liczy na oszczędności. To przecież zabierze nam czas, więc będziemy przyjmować mniej pacjentów objętych refundacją. W ten sposób NFZ mniej wyda, zaś pretensje chorych skupią się na nas – lekarzach, których starania dotąd były przez pacjentów doceniane. To taki makiawelizm typowy dla wszystkich dotychczasowych szefów NFZ – mówi Jacek Krajewski, prezes Federacji Porozumienie Zielonogórskie.
W czym problem?
Przed erą elektronicznej weryfikacji uprawnień do świadczeń lekarze i ich pacjenci byli zmęczeni i poirytowani koniecznością potwierdzania ubezpieczenia. Karty ubezpieczenia zdrowotnego o których mówi ustawa z 2004 roku nie zostały wprowadzone i panował w tym zakresie nieopisany bałagan. Pomyłka ze strony lekarza, polegająca na potraktowaniu nieubezpieczonego jako ubezpieczonego, niosła skutki finansowe w postaci zwrotu refundacji leków przepisanych osobie, która okazała się być do tego nieuprawniona oraz dodatkowych kar finansowych. Zapowiedzianą przez NFZ możliwość sprawdzania uprawnień do świadczeń przy pomocy systemu elektronicznego wszyscy przyjęli z ulgą. Słowo „eWUŚ” brzmiało jak zdrobnienie kobiecego imienia (byłej minister zdrowia?) i niosło nadzieję, że jednym kliknięciem zdejmie z pacjenta konieczność pamiętania o aktualnym druku potwierdzającym jego prawa do świadczeń, a lekarza uchroni przed pomyłką i jej konsekwencjami. Wszyscy mieli być zadowoleni. W tym okresie NFZ szacował ilość nieubezpieczonych w Polsce na 1 procent ludności.
Dekapitacja
Rzeczywistość okazała się daleka od oczekiwań. System, który miał być przyjazny lekarzom i pacjentom okazał się być katem, który prawo do świadczeń ścina jak gilotyna w trakcie rewolucji francuskiej nie tylko naprawdę nieubezpieczonym, ale również tym, którzy takie uprawnienia posiadają. „Zgilotynowane” przez eWUŚ między innymi są: 1. osoby przebywające na długich zwolnieniach (powyżej 30 dni) orazprzebywające na zasiłkach rehabilitacyjnych; 2. świeżo ubezpieczeni w KRUS (informacja dociera po co najmniej 2 tygodniach, przez ten okres figurują jako nieubezpieczeni); 3. studenci, którzy na wakacjach podjęli dorywczo pracę; 4. matki na urlopach macierzyńskich i wychowawczych; 5. inni, którym w ciągu jednego miesiąca status z ubezpieczonego na nieubezpieczonego zmienia się kilkakrotnie z przyczyn niewiadomych, czyli chaosu spowodowanego m.in. nieopisanym bałaganem w Centralnym Wykazie Ubezpieczonych, z którego informacje czerpie system eWUŚ.
NFZ oszczędza kosztem zdrowia pacjentów
Według eWUS-ia funkcjonującego w obecnej formie ilość wykazanych przez system nieubezpieczonych wzrosła do 7,5 procent. Są to pacjenci za których w styczniu 2014 roku NFZ nie zamierza zapłacić poradniom poz stawki kapitacyjnej. Tym samym o ok. 7,5 procent zmniejszą się finanse praktyk poz. Niestety jest to dopiero początek planów „oskubania” poz i jej pacjentów.
W każdym z następnych miesięcy będą pojawiali się nowi pacjenci przebywający na długich zwolnieniach, studenci pracujący dorywczo, nowe matki na urlopach macierzyńskich itd., za których NFZ nie będzie płacił stawki kapitacyjnej, bo eWUŚ usunie ich z listy uprawnionych. Poskutkuje to kolejnymi „oszczędnościami”, którymi pochwali się NFZ oraz… zapaścią poz i pozbawieniem niektórych ubezpieczonych dostępu do świadczeń zdrowotnych.
- W cywilizowanych krajach istnieje domniemanie niewinności, ktoś komu nie udowodniono winy - nie ponosi kary - mówi Jacek Krajewski. - NFZ jak w systemach totalitarnych stosuje domniemanie winy i osoby, które w wyniku bałaganu w CWU wyświetlą się w eWUS-iu na czerwono są brutalnie pozbawiane prawa do świadczeń zdrowotnych mimo, że w rzeczywistości są legalnie ubezpieczone.
Kto straci na wdrożeniu nowych przepisów NFZ?
- Zapaść finansowa poz nie oznacza faktu, że ucierpią na tym tylko lekarze, którzy mniej zarobią – mówi Małgorzta Stokowska- Wojda ekspert z Porozumienia Zielonogórskiego. - Takim bowiem argumentem propagandziści NFZ nie raz próbowali przekonywać społeczeństwo o rzekomej pazerności lekarzy.
Jak tłumaczy Stokowska kapitacyjne finansowanie poz oznacza, że przychodnia otrzymuje stawkę kapitacyjną za wszystkich zapisanych w niej pacjentów. Dzięki temu, że poradnia opiekuje się młodymi zdrowymi ludźmi, są pieniądze na diagnostykę i leczenie pacjentów ciężko chorych - „kosztochłonnych”.
Tymczasem, od 2008 roku, mimo wzrostu kosztów utrzymania poradni, stawka kapitacyjna w poz nie wzrosła ani o grosz, a realnie zmalała. Zmniejszenie nakładów na poz w styczniu 2014 i w kolejnych miesiącach roku będzie skutkowało rosnącym brakiem środków na właściwą opiekę nad pacjentami. Biorąc pod uwagę fakt, że stawka kapitacyjna jaką NFZ przewidział na usługi lekarskie na rok dla statystycznego pacjenta wynosi 96 zł, a oprócz diagnostyki, która często jest kosztowna, musi również wystarczyć na utrzymanie przychodni (czynsz, ogrzewanie, energię elektryczną, koszty zatrudnienia personelu, leki, środki czystości, sprzęt medyczny itd.).
- Jest więc oczywiste, że projekt prezes Pachciarz, któremu sprzeciwiają się lekarze rodzinni z Porozumienia Zielonogórskiego, prowadzi do zapaści podstawowej opieki zdrowotnej i stwarza zagrożenie pozbawienia pacjentów konstytucyjnych gwarancji sytemu ochronyzdrowia – mówi Jacek Krajewski.
Groźne pomysły prezes NFZ
- Redukcja finansowania to nie jedyny przejaw „kreatywności” w projekcie zarządzenia Agnieszki Pachciarz – mówi Małgorzata Stokowska-Wojda. - Zawiera on miedzy innymi standardy medyczne, do których wyznaczania NFZ nie jest instytucją właściwą, zwłaszcza, że są one niezgodne z obowiązującą wiedzą medyczną i wytycznymi towarzystw lekarskich.
Kolejny problem stanowi zmiana definicji porady. W świetle tej nowej, nie będzie np. możliwości uzyskania recepty kontynuującej leczenie czy zlecenia na pieluchomajtki bez osobistego stawiennictwa pacjenta. Szczególnie dotknie to przewlekle chore osoby leżące. Do tej pory możliwa była praktyka polegająca na tym, że do lekarza zgłaszał się upoważniony przez takiego pacjenta członek jego rodziny z zapisami ciśnienia tętniczego krwi wykonywanymi regularnie w domu a lekarz po ocenie wyrównania choroby mógł wypisać receptę zapewniającą kontynuację skutecznego leczenia. Projekt zarządzenia nie przewiduje takiej możliwości. W nowej rzeczywistości pomiary domowe ciśnienia będzie można sprawdzić wyłącznie podczas osobistego kontaktu lekarza z pacjentem i dopiero wtedy wypisać receptę lub zlecenie na pieluchomajtki. Żadne względy medyczne nie uzasadniają stawiska NFZ w tym względzie, a jedynym powodem takich zmian wydaje się być chęć utrudnienie życia zarówno lekarzom jak i pacjentom.
Osobny problem stanowi spotęgowanie biurokracji. Teraz biurokracja zajmuje dużo czasu, ale pani prezes planuje powiększyć ją np. o konieczność wypełniania do badania profilaktycznego ankiety, która ma format trzech stron A-4 zapisanych drobnym drukiem. Oznacza to, że lekarze będą mieli mniej czasu dla pacjentów a w związku z nieprzemyślanymi decyzjami kolejki będą nie tylko do poradni specjalistycznych.
- Dekapitacyjny projekt zarządzenia Prezes NFZ jest koszmarem, który pozbawia bezpieczeństwa lekarzy podstawowej opieki zdrowotnej i ich pacjentów. Wygląda na to, że jego autorzy pierwsi stracili głowę – twierdzi Małgorzata Stokowska-Wojda.
(***)