Od stycznia wchodzą nowe przepisy o czasie pracy lekarzy. Są już efekty. W Łodzi trzeba zamknąć szpital, bo brakuje lekarzy To pierwszy taki przypadek w Polsce. Chodzi o najstarszą placówkę pediatryczną w mieście - ufundowany jeszcze w XIX wieku szpital im. Korczaka. Leczy głównie dzieci ze zwykłymi zapaleniami płuc. Ale trafiają tu też dzieci chore z biedy, o których niedawno pisaliśmy w "Gazecie".
W piątek zapadła decyzja, że placówka wstrzymuje przyjęcia, a od stycznia zawiesza działalność. Powód? Brakuje kilkunastu anestezjologów dziecięcych. A to wyjątkowo rzadka specjalność lekarska.
Jak do tego doszło? Korczak nie jest samodzielnym szpitalem. W 2003 roku zadłużoną jednostkę połączono z jedną z największych placówek medycznych w mieście - jeszcze bardziej zadłużonym szpitalem im. Kopernika.
Po fuzji rozpoczęła się restrukturyzacja. Na początek zlikwidowano kilka oddziałów. Lekarze byli przekonani, że samorządowcy będą zamykać kolejne kliniki.
Tymczasem lokalni politycy postanowili, że część oddziałów przeniosą do bratniego szpitala - im. Kopernika. Zaczęli od chirurgii. Dla lekarzy i ich pacjentów miało się zmienić na lepsze. Ale nieoczekiwanie pojawił się problem ze znieczulaniem małych pacjentów.
Bo w starym pediatrycznym szpitalu jest sześciu anestezjologów. Póki dzieci leczono w jednym miejscu, personelu nie brakowało. Na jednego specjalistę od znieczuleń wypadało po sześć dyżurów w miesiącu. Ale po przeprowadzce chirurgii trzeba było zorganizować ich dwa razy więcej. A lekarzy nie przybyło.
- Niektórzy mają po 12 dyżurów - mówi anestezjolog dr Adam Czech. - Nie dość, że to nie do wytrzymania, to jeszcze niezgodne z prawem. Bo ustawa o ZOZ mówi, że lekarz może dyżurować osiem razy w miesiącu.
Anestezjolodzy w końcu się zbuntowali i powiedzieli dyrektorowi, że dłużej tak pracować nie będą.
- Ubłagałem ich, by dali mi czas do końca roku - mówi Wojciech Szrajber, dyrektor szpitala. Ale dłużej sprawy przeciągać się nie da. Bo od 1 stycznia wchodzą w życie nowe przepisy o czasie pracy lekarzy. Nie pozwalają, by doktor pracował dłużej niż 78 godzin tygodniowo.
Dyr. Szrajber: - Żeby nie łamać prawa, potrzebuję dziesięciu anestezjologów. Po ośmiu w każdym szpitalu. Dałem już kilka ogłoszeń, ale nikt się nie zgłosił.
Dlatego dyrektor zdecydował, że od 1 stycznia przenosi anestezjologów do dużego szpitala. I zamyka starą placówkę.
Łódzcy pediatrzy ostrzegają, że ta decyzja może być bardzo niebezpieczna.
- Od kilku tygodni brakuje łóżek dla niemowlaków z zapaleniami płuc - mówi prof. Jerzy Stańczyk, wojewódzki konsultant ds. pediatrii.
Dzieci chorują jak zwykle. Tylko że ostatnio rodzi się ich więcej. A od kilku lat systematycznie ubywa łóżek pediatrycznych w Łodzi i regionie. NFZ kiepsko płaci za leczenie dzieci. Więc dyrektorzy szpitali, by uniknąć strat, pozbywają się kłopotliwego balastu. W ten sposób doszliśmy do ściany.
Adam Czerwiński, Łódź