Prokuratura oskarżyła szefów powiązanych ze sobą spółek - Agromilex oraz Olitoria - o wyłudzenie 25 mln zł z IV oddziału Banku Pekao SA w Lublinie w latach 1998-2001. Spółki przedstawiały nieprawdziwe zabezpieczenia, żeby uzyskać kredyty. A bank je przyjmował. Dyrektorem Pekao SA była w tym czasie Elżbieta Fałdyga. Przez pewien czas zasiadała także w Radzie Nadzorczej jednej z tych spółek.Dziś kieruje Narodowym Funduszem Zdrowia w Lublinie. A opiekun kredytowy przydzielony spółkom przez bank pracuje w wydziale kontroli NFZ. Prokuratura prowadzi też drugie śledztwo. Ustala, którzy pracownicy banku popełnili przestępstwo. Zabezpieczeniem jednego z kredytów dla Olitorii był zapas mrożonych owoców i warzyw wart 8 mln zł. W czasie śledztwa wyszło na jaw, że nigdy takiego zapasu nie było. Bank udzielił kredytu w lipcu 2001 roku. Właśnie w tym czasie Fałdyga weszła do Rady Nadzorczej tejże spółki. Z zeznań głównego księgowego, znajdujących się w aktach prokuratorskich wynika, że bank był świadomy sytuacji. - Wiedział, że nie było towaru - zeznał pod groźbą odpowiedzialności karnej. - Robiłem bilanse spółki, z którymi bank się zapoznawał. Wynikało z nich, że wartość stanu magazynów nigdy nie przekraczała 3 mln zł. To bank konstruuje umowę o zabezpieczeniu i daje do podpisania kredytobiorcy. Z inicjatywy banku zawyżono zabezpieczenia. Po co? Zdaniem księgowego, aby można się było wykazać przed właścicielem banku. - Dzięki sztucznym krokom odnosiło się wrażenie, że bank dobrze pracuje. Kredyty dla jednej spółki. Potem dla drugiej, która spłaca pierwszą. Oficer śledczy dodaje, że poszukano również naiwniaka z zewnątrz, który skuszony wizją szybkich pieniędzy, dał się wciągnąć. To właściciel firmy z uznaną kiedyś marką. Dziś bankrut. - Prosperowałem bardzo dobrze do czasu, kiedy spotkałem Wiesława M., właściciela Agromileksu i Olitorii oraz Elżbietę Fałdygę, dyrektor banku - zeznał. - Potrzebowałem pieniędzy na nowe inwestycje. Kilka banków mi odmówiło. Pewna kobieta (jedna z oskarżonych właścicieli spółek - dop. red.) zapoznała mnie z Wiesławem M. (oskarżony). Razem z nim poszedłem do Fałdygi. Powiedziała, że dostanę kredyt od ręki pod warunkiem, że pożyczę go na trzy miesiące Agromileksowi. Dla banku zabezpieczeniem kredytu miał być majątek Agromileksu. - Nie miałem przy sobie dokumentów. Fałdyga odparła, żebym przyniósł w następnych dniach. Agromilex nie zwrócił przedsiębiorcy pożyczki. - Wziąłem drugi kredyt, aby spłacić pierwszy - opowiada mężczyzna. - Potem trzeci na pokrycie odsetek dwóch poprzednich. Fałdyga przekonywała, że tamta firma jest super, tylko brakuje jej pieniędzy. Kiedy chciałem porozmawiać z Wiesławem M. szukałem go w gabinecie Fałdygi. Był tam stałym bywalcem. Przedsiębiorca pieniędzy nie odzyskał. W sumie to około 5 mln zł. Wypadł z branży. Pozwał spółki do sądu. Wygrał, ale komornik nie ma z czego należności ściągnąć. Spółki zbankrutowały. A do prawie nic niewartego majątku stoi kolejka wierzycieli.Ewa Stępień27. Grudnia 2005 20:44
link