Bartosz Arłukowicz typowany jest na stanowisko ministra zdrowia. - Trzeba poczekać na decyzję premiera. Robię swoje - tak TOK FM odniósł się do spekulacji. Wiadomo jednak, jakie pomysły forsowałby jako minister zdrowia. - Jestem zwolennikiem in vitro i tego, żeby ludzie mieli dostęp do tej metody bez względu na status społeczny - zapewnia. Zapowiedział też, że w "odpowiednim momencie" zapisze się do PO.
Według nieoficjalnych informacji obecna szefowa resortu zdrowia zdrowia - Ewa Kopacz - ma zostać kandydatką PO na marszałka Sejmu. Jej miejsce w ministerstwie ma zająć Bartosz Arłukowicz.
Pełnomocnik premiera ds. przeciwdziałania wykluczeniu społecznemu pytany o zmianę pracy, wypowiadał się bardzo powściągliwie. - Czekam na to co będzie. W czasie tworzenia rządu są różne spekulacje. Myślę, że trzeba cierpliwie poczekać na decyzję premiera. Ja robię swoje.
Arłukowicz dodał, że teraz skupia się przede wszystkim na dokończeniu zadań, które postawił sobie obejmując stanowisko w Kancelarii Premiera. - Chcę się z nich wywiązać. Chcę żebyśmy budowali takie państwo, w którym słabszy czuje się bezpieczny. To dla mnie wielkie wyzwanie - powiedział.
Bartosz Arłukowicz nie kryje, że jest bardzo zadowolony z decyzji o przejściu do klubu PO. I zapowiedział, że w "odpowiednim momencie" zapisze się do Platformy, w której "w ogóle" nie czuje się obco.
Tak - dla refundacji in vitro
Minister unika konkretnej odpowiedzi na temat swojej przyszłości, ale wiadomo przynajmniej, jakie pomysły forsowałby jako minister zdrowia. - Od dawna mówię jasno i otwarcie: in vitro jest skuteczną metodą leczenia bezpłodności. A jeśli coś jest skuteczną metodą to, tak jak przysięgałem przed laty, muszę ją promować. Jestem więc zwolennikiem in vitro i tego, żeby ludzie mieli dostęp do tej metody bez względu na status społeczny - mówił polityk, a z wykształcenia lekarz, pytany o refundację zabiegów zapłodnienia pozaustrojowego.
"Nie zamierzam wchodzić na drabinę"
Min. Bartosz Arłukowicz nigdy nie krył lewicowych poglądów. Mimo współpracy z PO powtórzył dziś w TOK FM, że chciałby, aby "instytucje publiczne w Polsce były świeckie". Ale jak dodał, nie popiera pomysłu Janusza Palikota, który chce, aby zdjęto krzyż wiszący w sali plenarnej Sejmu.
- Krzyż zawieszono w nocy, bez żadnej dyskusji na ten temat. Jestem przeciwnikiem takich happeningów. Ale z drugiej strony staram się szanować symbole religijne, ważne dla wielu ludzi. Jak to zdejmowanie krzyża ma się odbywać w podobnej atmosferze, jak jego zawieszanie... Jak znowu będzie podstawiona drabina, ktoś Palikota będzie z tej drabiny ściągał... Krzyż jest ważny, ale jak przez najbliższe tygodnie będziemy się szarpać z drabiną, to na to się nie zgadzam. Nie zamierzam wschodzić na drabiny - mówił Arłukowicz.
"Przykre, że SLD kończy jak kończy"
Bartosz Arłukowicz w poprzednich wyborach startował z listy SLD. I nie kryje, że obecna sytuacja Sojuszu go martwi. Jak stwierdził w rozmowie z Janiną Paradowską, "chyba ten projekt polityczny będzie kończył swoje istnienie". - Ludzie lewicy powinni się spotkać, zapomnieć żale. Lewica w Polsce jest potrzebna - mówił.
Zdaniem ministra słaby wynik Sojuszu Lewicy Demokratycznej to tego, że "kierownictwo podejmowało próbę budowania narcyzmu politycznego, budowy partii wodzowskiej". - A żadna nowoczesna lewica nie opiera się na wodzowskim systemie sprawowania władzy. Lewica to wolność, wielonurtowość. Przykre, że SLD kończy jak kończy - powiedział.
Arłukowicz przyznał, że wielu członków Sojuszu pomagał mu w kampanii wyborczej "nie patrząc na partyjne legitymacje".. - Ten wynik w Szczecinie nie zrobił się sam. Przyłączyli się ludzie z SLD, bo uważali, że proponowana przez mnie formuła lewicowego myślenia jest im bliska.
Dzięki takiej współpracy Bartosz Arłukowicz w niedzielnych wyborach uzyskał czwarty wynik w Polsce. W swoim okręgu wywalczył ponad 101 tys. głosów. Dla porównania, startujący w tym samy okręgu Grzegorz Napieralski "uzbierał" 23 940 głosów.
źródło: gazeta.pl